![]() |
![]() | Najsilniejsze Kobiety Europy | ![]() |
Dominika
Administrator
![]() |
![]() |
Ta opowieść jest oparta na faktach
PROLOG Zmierzchało, gdy w oświetlanej łagodnym światłem kominka drewnianej chacie, młoda kobieta pochyliła się nad łóżeczkiem. Ostrożnie poprawiła okrycie spoczywającego w nim niemowlęcia i szepnęła: - Spokojnie... tato niedługo wróci, śpij... - po czy uniosła się i po raz kolejny wyjrzała przez okno chaty. Droga świeciła pustką. Nerwowo pokręciła głową. Jan, kilka godzin temu wyszedł do lasu, po drewno na opał. Powinien był wrócił dawno temu. Nie miała pojęcia, co mogło się stać w środku dnia, dlaczego dotychczas nie wrócił do domu. Z każdą kolejną minutą ogarniał ją co raz większy niepokój. Gdy świat dookoła zaczął pogrążać się w szarości zmroku, owinęła się chustą i pobiegła do domu swych sąsiadów... Chwilę później cała wieś biegała po lesie, poszukując zaginionego członka społeczności. Na drodze stała już tylko ona z owiniętym haftowanym becikiem synkiem na ręku oraz jej teściowa. Obu kobietom widok na las przesłaniały łzy niepokoju, które ukrywały jedna przed drugą. Musiały, pragnęły być silne. - To nie ma sensu! Zawołał jeden z sąsiadów. - Już ciemno, w nocy go nie znajdziemy a las niebezpieczny! Wyjdziemy jeszcze wszyscy rano. Żona i matka z trudem doczekały do świtu. Jednak i wówczas poszukiwania nie przyniosły skutku. Ostatecznie, jeden z mężczyzn zaproponował zgłoszenie zaginięcia na pobliski posterunek policji. Ku rozpaczy obu kobiet, wizyta policji poczyniła jedynie większe spustoszenie we wsi a była równie bezskuteczna. Policjanci podejmowali się wielu tropów – zakładano nawet, że Jan oszalał i ruszył w nieznane, nikt jednak nie odnalazł ani jego żywego ani jego zwłok. Oskarżano wówczas każdego we wsi o morderstwo. Nawet opuszczona żona nie oparła się zarzutom. W chacie zerwano podłogę, szukając ciała a gdy nic nie znaleziono, uznano, że Jana rozszarpały wilki. W tym całym koszmarze, jedyną pomocą i wsparciem dla osamotnionej kobiety okazał się jej nieżonaty sąsiad... Tymczasem, 20 kilometrów dalej, w mieście, przerażony mężczyzna, doczekał się właśnie, opuszczającego pokój, lekarza o pochmurnej twarzy. Tam, gdzie nie pomogła akuszerka tam zwykle czaiła się śmierć. - Dzielnie walczyła – westchnął doktor. - Ale nie udało się. Ma pan zdrową córkę. Mężczyzna, gnany niepokojem wbiegł do pokoju, gdzie oblane potem i krwią leżało ciało jego żony. Wraz z nim, do pokoju wpadła teściowa, płacząc i lamentując na zwłokami córki. Oboje nachylili się nad łóżeczkiem, gdzie pozostała jedyna po niej pamiątka – dziewczynka. - Co ja mam zrobić z tym dzieckiem, mamo? - pytał mężczyzna, po kilku tygodniach od tamtej tragedii. - To zajęcie dla kobiety, nie dam już dłużej rady. Mamka opiekuje się małą, ale ona potrzebuje matki, kobiecej ręki. Mogę jej zapewnić nianię, ale lepsza byłaby rodzina. - Dobrze, jeśli chcesz, zajmę się nią – wymówiła załamana babcia. - Przynajmniej będzie przy mnie część mojego dziecka. Część PIERWSZA Minęły lata. W międzyczasie zakończyła się pierwsza wojna światowa i rozpoczął czas dwudziestolecia. Województwo Lwowskie zostało częścią II Rzeczypospolitej i jakoby sercem jej wyższej kultury. W Samborze, samotny Michał, mógł tylko odwiedzać swą córkę, Halinkę, gdy chodził z wizytą do swojej matki, tymczasem w małej wsi, Średnia, osierocona przez męża Kasia, wychowywała małego Józia z nieocenioną pomocą swego sąsiada, który dziś był już dla niej opoką. - Kasiu, przestań się przed tym bronić – szeptał Szczepan, pochylając się ponad jej szyją, gdy gotowała. - Dobrze wiem, co czujesz, bo czuję to samo. Nazwij to. Proszę cię. Kasia odwróciła się gwałtownie. Spojrzała mu w oczy. - Jan może wrócić do domu. Przez cały czas, żyję tylko tym, że wróci. Tylko nadzieją... - zacisnęła powieki i zaszlochała. Zakrywając usta dłonią, wsparła głowę na ramieniu Szczepana. - Tak, masz rację... ja nie chcę, żeby on wrócił... modlę, że żebyśmy... - urwała. Mężczyzna zdjął jej głowę z ramienia i przytrzymał przed sobą. - Nie płacz... Bóg nas połączył i już nie rozdzieli. Wyjdź za mnie, ten dom i twój syn potrzebują męskiej ręki. - Doprawdy, interesuje się pani filozofią? - zapytał Michał, już po raz siódmy uchylając kapelusza. - Oj, proszę, pana, to była tylko jedna książka – westchnęła panna Rozalka, rozkładając wachlarz na kolanach i spoglądając przekornie na swego rozmówcę. - Ale ujęła mnie prostota, z jaką autor opisywał tak skomplikowane życiowe zagadnienia. Pożyczyć ją panu? - Dla pani, to nawet diabelskie księgi bym przestudiował strona po stronie – uśmiechnął się Michał. - Proszę pana – usłyszał nagle za plecami. - Czy możemy pomówić. Rozalka przygryzła wargi, gdy mężczyzna odchodził. Była gotowa zrobić wszystko, by ten młody, raczkujący przedsiębiorca zwrócił na nią uwagę. Jej serce biło coraz mocniej, gdy się oddalał. A, kiedy zniknął z jej pola widzenia, odsunęła krzesło od stolika kawiarnianego, poprawiła kapelusik i ruszyła w przeciwnym kierunku. |
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy Ostatnio zmieniony przez Dominika dnia Pon 16:35, 04 Paź 2021, w całości zmieniany 3 razy
|
![]() |

![]() | Najsilniejsze Kobiety Europy | ![]() |
ZORINA13m,k
![]() |
![]() |
Intrygujący początek. Czy ten zaginiony mąż wróci ? Czy kobieta zwiąże się z sąsiadem ?
|
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy Ostatnio zmieniony przez ZORINA13m,k dnia Pią 6:58, 23 Lip 2021, w całości zmieniany 1 raz
|
![]() |
![]() | ![]() |
Dominika
Administrator
![]() |
![]() |
Ta historia jest oparta na faktach, ten facet nie wróci a sąsiad oczywiście będzie z nią, bo inaczej by mnie nie było
![]() |
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy
|
![]() |
![]() | ![]() |
Dominika
Administrator
![]() |
![]() |
"Wyjdź za mnie" - owe trzy potężne słowa brzmiały w głowie Kasi, niczym huk gwałtownej wiosennej burzy, podobnie, jak rodzące się, prawdziwe, najsilniejsze uczucie w jej życiu. Wcześnie wyszła za mąż. Podobnie, jak wszystkie dziewczęta w podsamborskich wsiach początków XX wieku. Pamiętała jeszcze strach przed końcem świata, jaki padł na wszystkich ludzi, gdy nowe stulecie dopiero miało się zacząć. Jeden z wielu przepowiadanych końców świata, który jak zwykle okazał się fałszywym proroctwem. Wtedy była jeszcze dzieckiem. A teraz, jej serce jednocześnie uciekało i wracało do domu. łagodnym ruchem wypuściła z dłoni korbę, którą wyciągała na powierzchnię wiadro ze studni. Postawiła je na kamiennym brzegu otaczającej ją konstrukcji i zamglonymi oczami rozejrzała się dookoła. Wiosna zawitała już w pełnej krasie, chłodnej i słonecznej tak, że dzieci we wsi już parę tygodni temu porzuciły buty i przywdziały letnie spodnie i sukienki. Jan wciąż się nie odnalazł. A teraz myślała tylko o jednym. O Szczepanie. Szukała w chmurach odpowiedzi, ale nawet Niebiosa milczały. Czy takie było jej przeznaczenie?
- On dalej przychodzi? - usłyszała tuż za plecami a odwracając się, dojrzała wspartą o drewniane ogrodzenie sąsiadkę i jej bliską przyjaciółkę - Marysię. - Tak... przychodzi - odpowiedziała, spuszczając wzrok z ciężkim westchnieniem. - Nie wiem, czy to dobrze. - A co? - roześmiała się Marysia. - Przystojny. - Też coś! - syknęła Kasia, czując, że jej policzki purpurowieją. - To nie jest najważniejsze. - Ale jest ważne, co chcesz! - zawołała Marysia, zdaniem Kasi nieco zbyt głośno. - Jest przystojny i tyle dla ciebie robi... - Gdyby moja matka się dowiedziała - syknęła Kasia przez zęby. - To nawet teraz bym nieźle oberwała. - A ty wiecznie chcesz być wdową? - zapytała Marysia, znacząco unosząc brwi. - Nie jestem wdową. Jan żyje - odparła Kasia stanowczo. I nie będę o tym rozmawiać. - Dobrze, dobrze - Marysia uśmiechnęła się szeroko. - To już jest sprawa waszej alkowy. Kasia zmroziła ją wzrokiem pełnym złości i wyrzutu. Wiedziała, że Marysia żartuje, by jej pomóc podjąć decyzję, ale... to nie było n miejscu. Nie w takie sytuacji. - Musze iść - rzuciła, po czym zabrała wiadro i ruszyła w stronę chaty. |
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy
|
![]() |
![]() | Najsilniejsze Kobiety Europy | ![]() |
ZORINA13m,k
![]() |
![]() |
Czy Kasia dalej będzie czekać na męża, czy pozwoli sobie na nowe uczucie ?
|
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy
|
![]() |
![]() | ![]() |
Dominika
Administrator
![]() |
![]() |
Pozwoli
![]() |
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy
|
![]() |
![]() | ![]() |
Dominika
Administrator
![]() |
![]() |
II Historia
- Stracili wszystko... - szepnęła stara Marcinowa do swojej sąsiadki. - Bogaci byli, ale on umarł i ona już się nie pozbierała. Kozy hodują i z tego żyje. - Biedna kobieta. A mogła żyć w luksusach. - Co też pani! - syknęła Marcinowa. - Im też już i przy nim było ciężko. Pewno ruscy zabrali. - Ale państwo to było, oj, kiedyś, jak mało kto! Gadają, że przodkowie pod Napoleonem i w Powstaniu... - Cicho pani, bo policmajster usłyszy! - Marcinowa rozejrzała się dookoła z przerażeniem. - A niech słyszy! Stara już jestem, co mam cicho siedzieć... - Ale ja dziecko sześcioletnie wychowuję... kto mu potem matkę zwróci? - Dobra rodzina, porządna. Uczciwa. Ale ona jędza. - A co chcesz? Zgorzkniała od wdowieństwa. Ale córki dobrze wychowała. A ten chłopak to do rany przyłóż. Dobre to i grzeczne, że drugiego takiego być nie może. - Tylko jaka panna takiego zechce, bez grosza przy duszy... Obie kobiety westchnęły wymownie i ruszyły w stronę chałup. Dobrze mówiły, ale jak to na wsi bywa, parę metrów przed oczami tej zawziętej i zmęczonej kobiety, która właśnie sprowadzała z pastwiska swoje kozy. Kobieta nigdy nie przyznałaby się, że wszystko słyszała. Była zbyt dumna. Ale takie słowa bolały jak nic innego na świecie... Tymczasem, niedaleko, w sąsiedniej okolicy, chłopi z przerażonym sercem słuchali lamentu dobiegającego z okien pobliskiego dworu. Był to mały dworek, drewniany, jak wszystkie inne domy w okolicy, przyozdobiony jednak niewielkimi kolumnami i werandą, co wyraźnie odróżniało go od pozostałych wiejskich chat. To tutaj toczyło się całe życie towarzyskie tej zamożniejszej części społeczności. I tutaj dzisiaj, niemal nie mieszcząc się w budynku, zalegał tłum w głęboko czarnych ubraniach... - I co ty teraz biedna zrobisz sama, kochana moja! - lamentowała młoda kobieta, ściskając ręce swojej szwagierki - On tak bez sensu, bez potrzeby... odszedł, zostawił ciebie, dziewczynki... - Uspokój się - odparła kobieta chłodno. - Mam trzech synów. Ma kto majątkiem zarządzać, wszystko będzie, jak trzeba. - Ale, tak cię zostawił... to takie straszne, straszne... - nie ustawała dziewczyna. - To twój brat, ty go pewno znasz lepiej. Jak mnie wydali, to nikt się nie pytał, czy chcę za starszego. To teraz, ja - wdowa z dziećmi. Mają, co chcieli - odparła kobieta. - Ależ, ty młoda, wydaj się jeszcze! - usłyszała głos tuż za swoimi plecami. - Dzieci potrzebują ojca, męskiego wychowania. - Może za cioci czasów tak było - odparła kobieta miękko. - Ale mi już nie czas na wesele. - Julek by chciał, żebyś sama nie była - usłyszała głos innej kobiety. - Ale ja teraz, muszę przede wszystkim o córkach pomyśleć... zaraz przyjdzie im mężów szukać. - Ty dla tej najstarszej, to chyba hrabiego byś chciała... - Najstarsza - odparła kobieta. - Najstarsza jest zawsze na pokoje. - Ale żałoby to po tobie nie widać, oj nie... - zauważyła inna ze zgromadzonych. - A co ja mam zrobić. - kobieta zacisnęła usta. - Umarł, to umarł. Już się nie odstanie. Minęło kilka lat... trudnych lat odbudowy, ale pięknych i wzniosłych. Mazowsze dwudziestolecia było bezkonkurencyjnym centrum Polski. Zniszczone i cofnięte w rozwoju przez ponad sto lat najcięższego zaboru, odradzało się dumą jego mieszkańców. To tutaj, na ciechanowszczyźnie, najbardziej niezwykle potoczyły się losy "urodzonych". W tym niemal hermetycznym świecie, nierzadko całe wsie zamieszkiwany były wyłącznie przez szlachtę. Rozdrobinioną przez stulecia i często ubogą, ale zawsze szlachtę. I tutaj, dwie kobiety - wdowy, wychowywały swoje dzieci w dwóch różnych światach - pochodząca ze zubożałego i jeszcze dodatkowo pozbawionego resztek pieniędzy, choć dobrego rodu, Pelagia i - opływająca w dworskie luksusy pani na 120 hektarach, Teodora. Nie wiedziały, jaki niezwykły los czeka ich dzieci... - Sama to sama - westchnęła Pelagia, siadając z wysiłkiem na ławce przed domem. - Co poradzę? przyzwyczaiłam się. - Tadzio robi wszystko w domu. A on dopiero do szkoły chodzi... - mruknęła stara Marcinowa, siadając obok. - Musi się wykształcić. Jak jest szkoła dla wszystkich, to nie chcę, żeby mój syn, jak ja... córki nie muszą, ale też powinny. Dzisiaj się wykształconych docenia. - Ano, prawda - stara Marcinowa skrzyżowała ręce na piersi, jak zwykły to robić wszystkie wiejskie kobiety w tym regionie. - moich też do szkoły posłałam, syn to nawet w mieście mieszka. - Ja bym nie chciała, żeby mi syn z domu poszedł - odparła Pelagia. - ktoś musi dom przejąć. skromny, bo skromny, ale nasz. - Ale nieźle się wam układało z Janem, prawda? Dobry był. - Tak... - Pelagia spuściła wzrok. - Zły nie był. Kochał dzieci i to najważniejsze. ale, nie wiem, czy Tadzio go pamięta. - Nieważne. Najważniejsze, że ma to nazwisko... - skwitowała stara Marcinowa. - To w szkołach jest córka? - upewnił się elegancki mężczyzna, jeszcze raz uchylając kapelusza. - także, propozycji przyjąć nie może? - I nie przyjmie, bo jest za młoda - odburknęła Teodora, jeszcze raz taksując wzrokiem chudego i niezbyt urodziwego kawalera, którego musiała, mimo wszystko przyjąć w salonie. - I jest za ładna dla pana. A pan za biedny. - Pani to by hrabiego dla niej chciała, albo i księcia... - westchnął chłopak pod nosem - tak, by kobieta nie usłyszała. - Ja chcę dla córki godnego życia - stwierdziła Teodora sucho. - nie po to posłałam ją do najlepszych szkół, na jakie mogłam sobie pozwolić. - Ona na tej pensji przy zakonie? - upewnił się absztyfikant. - A co, pojechać pan chce? - zapytała Teodora zgryźliwie. - Nie wpuszczą. - Nie... - chłopak zarumienił się i odwrócił wzrok. - Ja tylko chciałem - Ja już powiedziałam. Może pan iść - burknęła Teodora. - Dobrze... - chłopak ciężko podniósł się z kanapy i ruszył w stronę drzwi. - Widzisz, Klaro - rzuciła Teodora do stojącej w wejściu do salonu pokojówki. - Jak każdy z nich tylko chce pięknej i bogatej. Takie jest życie... Klara nerwowo przełknęła ślinę. Nigdy nie wiedziała, co odpowiedzieć, gdy pani była w takim nastroju. Skinęła więc tylko głową, dygnęła i ruszyła do kuchni po ciasteczka na osłodę... |
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy
|
![]() |
![]() | Najsilniejsze Kobiety Europy | ![]() |
ZORINA13m,k
![]() |
![]() |
Ta pani Teodora jest jakaś wredna.
Ciekawie opisałaś te trudne lata życia po wojnie. |
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy Ostatnio zmieniony przez ZORINA13m,k dnia Czw 12:00, 09 Cze 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
![]() |
![]() | ![]() |
Dominika
Administrator
![]() |
![]() |
Tak jest wredna ale to, co zrobi później będzie jeszcze gorsze... zaskoczy cię
![]() |
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy
|
![]() |
![]() | ![]() |
Dominika
Administrator
![]() |
![]() |
- Jesteś pewny, że będą tędy szły? - upewnił się Romek, przyciskając głowę do niewielkiego wzgórka w trawie nad strumieniem.
- No mówię ci, że będą! - szepnął Tadzio, dla pewności, popychając go głębiej w gąszcz krzewów, rosnących po prawej. - Za słabo się schowałeś. - Nie bój się, nie zobaczą mnie - odszepnął Romek, usiłując odsunąć od twarzy jedną z gałązek. - Zobacz, idą! - zawołał Tadzio, wskazując na dróżkę, prowadzącą do brzegu. Tak, jak zapowiadał, na ścieżce pojawiły się trzy roześmiane dziewczynki. Szły powolutku, szepcząc i chichocząc aż zatrzymały się na mostku i popatrzyły w wodę. Wesoło gestykulując usiadły na nim, spuszczając stopy do wody. - Ej, ty... jakbym podpłynął pod spodem, to był zobaczył... no wiesz - Romek mimowolnie zarumienił się na tę myśl. - A one by cię zobaczyły i dostałbyś kamieniem - skomentował Tadzio. - No ale zobacz... tam są takie szuwary, nenufary i co tam jeszcze... nie zobaczą - tłumaczył Romek a jego oczy błyszczały. - Nie rób tego - ostrzegał Tadzio. - Ale, pójdę! - Romek zaczął podnosić się z miejsca. - Czekaj! - Tadzio złapał go za ramię. - Ktoś idzie. Obaj chłopcy przywarli brzuchami do ziemi, obserwując ścieżkę i słuchając przybliżających się kroków. Po chwili w zasięgu ich wzroku pojawiła się jeszcze jedna dziewczynka - której nigdy wcześniej tutaj nie widzieli. Miała na sobie buciki i haftowaną sukienkę a kaskada czarnych, jak krucze pióra, układających się w grube pierścienie włosów, spływała jej na ramiona upięta starannie na czubku głowy. - Kto to jest...? - wyszeptał Tadzio. W tamtym momencie, nie wiedział co czuje, jednak wiedział, że przez jego ciało przechodzi fala ogromnego szczęścia, która przyciąga go do tej nieznajomej dziewczynki, tak, jak magnes przyciąga gwoździe. Wstrzymał oddech i po prostu patrzył na nią. Nie czuł, jak Romek szarpie go za ramię, usłyszał jednak krzyk: - A co wy tutaj hultaje robicie! Dziewczynki się podgląda? Do domu, ale już, bo oberwiecie! Poderwał się z miejsca. Nad ich głową stała stara Marcinowa, trzymając się pod boki i spoglądając na nich z naganą. - My nic, proszę pani, przepraszamy.... - wyjąkał Romek, pokazowo spuszczając główkę. - A jakże! Już ja widziałam, jakie nic... Do domu! - wrzasnęła, unosząc w górę trzonek od miotły. Romek przerażony, schwycił Tadzia za ubranie i pociągnął w stronę zabudowań. On jednak nie czuł nawet, czy dostał tą miotłą, czy nie. Odprowadzał wzrokiem tajemniczą dziewczynę i myślał, że zostanie jego żoną... |
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy
|
![]() |
![]() | Najsilniejsze Kobiety Europy | ![]() |
ZORINA13m,k
![]() |
![]() |
Typowe dla chłopaków podglądanie dziewczynek.
Ciekawe czy to się spełni i ona zostanie jego żoną ? Wydają się być sobie przeznaczeni. |
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy
|
![]() |
![]() | ![]() |
Dominika
Administrator
![]() |
![]() |
Będzie, bo inaczej, by mnie nie było
![]() |
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy
|
![]() |
![]() | ![]() |
Dominika
Administrator
![]() |
![]() |
Historia III
Deszcz bębnił o szyby, gdy siedząca na fotelu przy oknie, dziewczyna, opuściła książkę i powiodła wzrokiem wzdłuż drogi na zewnątrz. Od kilku lat trwała Wielka Wojna i, jak dla wielu ludzi, nie była ona do końca odczuwalna, tak dla niej znaczyła tyle, co życie i śmierć. Czekała na kogoś. Czekała na swoje wesele. Ten chłopak, z jej wsi, na tyle ambitny, by porwać się do walki, ten sam, który tuż przed tym wszystkim porwał jej serce, obiecał, że poślubi ją, wracając. Nie mogło być inaczej, wiedziała, że wróci. Musiała tylko poczekać... - Nie czekaj, dziecko... - usłyszała, wraz z odgłosem otwieranych drzwi. Deszcz nie deszcz, jej matka i tak pracowała. - A to niby dlaczego? - odparła dziewczyna butnie. - Jeśli się czeka, to się doczeka. - To jakaś kolejna książkowa mądrość? - zapytała matka. - Kto to widział, żeby taka dziewczyna i tylko z nosem w książkach! Wzięłabyś się za pracę... - Oczywiście - dziewczyna, wykrzywiła twarz w wymuszonym uśmiechu. Nie rozumiała, dlaczego tylko dziewczyny z miasta mogą czytać, skoro szkoła jest obowiązkowa. Z trudem nawet zdobywała książki. - Dołóż do pieca, bo zimno - poleciła jej matka. - A gdzie jest ojciec? - Na zewnątrz. Konie same do stajni nie wejdą... - Piękny koń... - mówił stary Orzeszko, klepiąc kark jednego z gniadoszy, zaprzężonego do wozu. - A to, ten mój przyszły zięć kupił. On to te konie, jak ludzi traktuje. Przy mnie chude to takie chociaż wiecznie siano w żłobie a u niego - jak u bogacza - mężczyzna osłonił się od deszczu, myśląc tylko o tym, by sąsiad już sobie poszedł. - To nawet dobrze - stwierdził on tymczasem, zupełnie nie zamierzając zostawić go w spokoju. - Ale mnie to ta córka moja o siwe włosy przyprawia... - skomentował mężczyzna. - A co, dalej tylko w książkach? - A jakże! Nie powiem, pracować, pracuje, ale nie rozumiem na co jej ta nauka. I takie dziwne rzeczy gada, że jak żyje nie słyszałem ani ja ani Maryśka. - A to co z tego? Szkodzi to komu? - Żeby! Jeszcze do miasta będzie chciała! - A, to chyba, że tak... Tymczasem, kilkaset kilometrów dalej, potężny wybuch odrzucił i przygniótł do ziemi nie tylko grupę przedzierających się przez okop żołnierzy w służbie austriackiej, ale też nacierających na nich wrogów. Jeden z młodych żołnierzy, podnosząc się i otrzepując z ziemi mundur, przyłożył dłoń do piersi, ruchem gwałtownych, jakby coś sprawdzał. Tylko on i jego przyjaciel, wiedzieli, że dzierżył za pazuchą list do ukochanej. I nie chciał, by cokolwiek go zniszczyło, nim dotrze do adresatki. Chciał, by wiedziała, że żyje. - Janek, nic ci nie jest? - usłyszał, wraz ze szczękiem ładowanego karabinu. - Nie, nic. Tylko list... - powiedział, ciężko oddychając. - Jak kula nie w serce, to i nie w list - odpowiedział mu kolega sucho. - A jak w serce, to tylko przed ołtarzem. - Przestań - odburknął chłopak. - Jaki to jest świat, że swój musi strzelać do swojego. Nie słyszałeś, jak nasi strzelili, jak po tamtej stronie ktoś po polsku Jezusa wzywał? My naszych mordujemy i nic więcej. - Daj mi spokój. Jak ja o tym będę myśleć, to zwariuję i Bóg mi nie wybaczy. Wszyscy, co tu jesteśmy, w piekle marnie zginiemy. - Jeszcze w piekle to by dobrze było. Ale ja czuję, że i tutaj... - westchnął chłopak, podnosząc się i ruszając w kierunku armat. Część 1. Minęły lata. Te, które ostatecznie zakończyły Wielką Wojnę i połączyły skradzione ziemie w wolny kraj, by nikt już nie musiał strzelać do swoich. Kraków, obok Lwowa stał się kolejnym centrum kulturalnym nowej Polski, ale w jego okolicach, życie toczyło się tak, jak zwykle - tylko wracający po wojnie Janek był dla jeden z rodzin nowością. Ale, dla jedynej czytającej Wojniczanki - którą ludzie nazywali Wikta - było to największe szczęście. - I jak to jest, ślubować? - pytała jedna z dziewcząt z wioski, przysiadając na chwilę, obok, wystrojonej w najlepszą ślubną suknię, jaką zdołała uszyć, panny młodej. - Jakie to uczucie? - Nie wiem - Wikta uśmiechnęła się nieśmiało. - Ja się za bardzo denerwowałam, żeby coś czuć... - Ja to teraz będę się szykowała. Kacper w domu już od roku chyba i jak raz, pieniądze na wesele się znalazły. - Nie szkoda wam tej krowy? I cielnej w dodatku? - E tam, ojciec wie lepiej, co mi do tego. Za to wesele będzie, jak się patrzy. - Jak chcecie. Ale mi się wydaje, że ten Kacper to cię kupuje, jak Wokulski Izabelę. - Co? - dziewczyna wytrzeszczyła oczy z niedowierzaniem. - A nie znam. - A nie, to taka książka jest - Wikta machnęła ręką, jakby łącząc fakty w głowie. - Dobra, nie powiem. - No... jak tak, to tak. Idę - dziewczyna podniosła się z miejsca i puściła w tany. Wikta odprowadziła ją wzrokiem, przygryzając usta. Nie pasowała tu, ale skoro tak miało być - nie miała wyjścia. - A to ty teraz kto? Gospodarz? - zapytał Kacper, klepiąc po plecach pana młodego. - Dom już stoi, to można powiedzieć, że tak - uśmiechnął się Janek, upijając łyk domowego wina, wyciągniętego specjalnie na tę uroczystość. - To, jak już dom jest, to jeszcze tylko dzieci. - Wikta mówi, że pierwszy będzie syn. Dobrze by było. Z chłopaka to pożytek największy. - A ja to bym córkę chciał... - Coś ty? - zdziwił się Janek. - Córkę? - Ano. Stroiłbym, świecidełka kupował, laleczki... - A weź, jeszcze posag dawać. Syn chociaż w domu zostanie. - A córka też może. Teraz przecież i kobiety głosować mogą. To jak głosować może, to i w domu zostanie. - No jak tak... ale, dziwne porządki. Po latach, wszyscy powtarzali, że ledwie tylko ucichła weselna muzyka, nowa wojna się zaczęła. Ale, tym razem choć nie ze swoimi. I Janek znowu koczował w lesie, tym razem patrząc z niedowierzaniem, na kręcące się po obozowisku ubrane w mundury panie - niektóre nawet z medalami przypiętymi do piersi. Wszyscy czekali na znaki z nieba, mające przepowiedzieć, czy w ogóle mają szansę w tej wojnie. Wróg już był u bram Warszawy. Czekała ich ostateczna bitwa. - Jak się trzymasz? - zapytał dawny druh broni, z którym niedawno, przypadkowo znów się spotkał w tych samych okolicznościach. - Nijak. Ledwo jej obrączkę włożyłem a już znowu z domu. I jak tu rodzinę zakładać? Jak czasy takie a nie inne. - Jakoś pójdzie. A kiedyś o nas w książkach napiszą, zobaczysz. O Hallerze już niektórzy pisali. Mówią, żeśmy dobrą robotę zrobili. - Jaką dobrą, jak tam w okopach po naszemu Jezusa wzywali? - westchnął Janek. - To, co potem było, to chwalebne, ale wtedy... jaką pokutę za to będzie dosyć brać? - Zapomnij o tym wreszcie - druh poklepał go po ramieniu. - Teraz na ruskich idziemy. Jak sierżant powie, to bierz karabin i lecimy. Klepnął go jeszcze raz, po czym poprawił broń na ramieniu i ruszył w stronę obozowiska. - Lecimy... człowiek raz przeżył a drugi nie musi. A po książkach to mu nic nie przyjdzie... |
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy
|
![]() |
![]() | Najsilniejsze Kobiety Europy | ![]() |
ZORINA13m,k
![]() |
![]() |
Smutne takie prawdziwe. Jedna wielka wojna się skończyła, a po niecałych 20 wybuchła następna.
|
|||||||||||||
Post został pochwalony 0 razy
|
![]() |
![]() | Najsilniejsze Kobiety Europy | ![]() |
|
||
![]() |
![]() |
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.